czwartek, 18 grudnia 2014

Welcome on board


Trzy dni szkoleń wstępnych za mną. Uczucie bycia wybranką losu, które towarzyszyło mi, gdy dostałam ofertę pracy w tej firmie prysło jak bańka z chwilą, kiedy przekroczyłam próg sali szkoleń. Oprócz mnie ponad dwadzieścia innych twarzy. Jedne z niecierpliwościa i pewną ekscytacją wyczekiwały rozpoczęcia, inne nawet nie próbowały ukryć znudzenia. Od razu łatwo można było odróżnić starych wyjadaczy od tych, dla których jest to pierwsza przygoda z korporacją.
No cóż, nie miałam wyjścia, weszłam na salę, siadłam na pierwszym wolnym z brzegu krześle i czekałam. Raczej ze znużeniem niż z ekscytacją. Wśród grona ponad dwudziestu towarzyszy szkolenia dołączyłam do ponad tysiąca pracowników firmy. 

Przez trzy dni słuchałam o tym jakie są wartości firmy (team spirit, honesy, dedicated attitude to work...), o tym co może mi dać ta firma (great opportunities, work in a multicultural environment, etc), o moich prawach, obowiązkach, zabezpieczeniach informatycznych, itd.
Z tego korporacyjnego bełkotu najbardziej interesowały mnie dwie kwestie: ilość przerw (śniadaniowa i obiadowa) i dress code (business casual + casual Friday). Czyli od dzisiaj owsiankę jadam w pracy, a jeansy zakładam tylko w piątek. 
Welcome on board.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz